Katarzyna Grochola
Przegryźć Dżdżownicę
No właśnie… Zawsze byłeś ciekaw, o której straciłam cnotę…
Cnotę straciłam o piątej rano… a nie… tak się tylko zaczynała książka… którą z wypiekami na twarzy przeczytałam w wieku piętnastu lat.
Nie pamiętam, o czym była. Nie pamiętam, kto ją napisał. Pamiętam nie słabnącą nadzieję, że autor do tematu cnoty lub – co bardziej ciekawe – jej utraty powróci w dalszej części. Niestety… Nadzieja matką wariatek. Nurtujący mnie problem cnoty ograniczał się do tego jednego jedynego zdania.
Skończyłam tę książkę o trzeciej rano przy latarce i dopiero wtedy wiedziałam, – że autor zrobił mnie w konia…
To zdanie nie przeszło co prawda do historii literatury. Ale dla mnie znaczyło dużo więcej niż ogary, które poszły w las: Morał zarwania nocy był następujący: nieważne co jest dalej, ważne, żeby przytrzymać cię za guzik.
Mam wrażenie, że ciągle dawałam się przytrzymywać za guzik.
Dobrze, od początku.
Urodziłam się jako pierwsze i przedostatnie dziecko swoich rodziców. Lekarz twierdził, że urodzę się w sierpniu. Mama twierdziła, że w lipcu. A oni, rodzice, mieszkali wówczas w różnych miastach, i ona wiedziała dokładnie, kiedy… no… się… się poczęłam.
Lekarz natomiast klepał ją po kolanie i mówił: baby zawsze mówią, że wiedzą, hehehe.
Urodziłam się w lipcu.
Obok mojej matki leżała pani o nazwisku Badyl, leż urodziła córkę. Nazwała córkę Róża. W związku z tym ja dostałam pospolite imię. Gdybym się urodziła później, Róża Badyl nie byłaby przynoszona na salę, na której leżała moja matka. Być może wtedy obdarzono by mnie imieniem Violetta.
Następne parę lat upłynęły w spokoju.
Комментарии к книге «Przegryźć Dżdżownicę», Катажина Грохоля
Всего 0 комментариев