Harry Harrison
Planeta bez powrotu
1. Zwiadowca
Kiedy niewielki statek kosmiczny wniknął w górne warstwy atmosfery, zaczął płonąć niczym meteor; jego blask wzmógł się w ciągu kilku sekund od czerwieni do bieli. Stop, z którego wykonana była jego powłoka, choć nieprawdopodobnie wytrzymały, nie był jednak odporny na działanie aż tak wysokiej temperatury. Odrywane i spalane cząsteczki metalu tworzyły wokół stożkowego dzioba statku ognistą otoczkę. Nagle, kiedy zdawało się, że cały statek zostanie pochłonięty przez ogień i zniszczony, przez jaskrawą poświatę przedarły się jeszcze jaśniejsze płomienie silników hamujących. Gdyby statek spadał w sposób nie kontrolowany, z całą pewnością zostałby zniszczony, jego pilot wiedział jednak, co robi i czekał do ostatniej chwili z włączeniem hamownic.
Mknął w dół przez grubą powlokę chmur ku pokrytej trawą równinie, która rosła przed nim z przerażającą szybkością. Kiedy wydawało się już, że katastrofa jest nieunikniona, hamownice odpaliły ponownie wstrząsając statkiem z siłą odpowiadającą kilku G. Mimo pracujących pełną mocą silników, statek opadał wciąż z dużą szybkością i po chwili wylądował z hukiem na ziemi, dociskając do oporu amortyzatory.
Kiedy kłęby dymu i pyłu opadły, na jego dziobie otworzył się niewielki luk i wynurzyła się z niego kamera. Zaczęła powoli zataczać półkola, obserwując rozległe morze trawy, rosnące w oddali drzewa… kompletne bezludzie. Gdzieś daleko przemykało w panice stado jakichś zwierząt, szybko jednak znikło z pola widzenia. Kamera poruszała się nieprzerwanie, aż w końcu zatrzymała obiektyw na znajdujących się nie opodal szczątkach zdemolowanego sprzętu wojennego — rozległym rumowisku rozciągającym się na porytej kraterami równinie.
Był to obraz totalnej ruiny. Pole bitwy usłane było setkami, może nawet tysiącami, zdruzgotanych potężnych maszyn wojennych. Wszystkie były podziurawione, pogięte i porozrywane działaniem strasznych sił. Cmentarzysko ciągnęło się aż po horyzont. Obejrzawszy pordzewiałe korpusy, kamera wsunęła się z powrotem do luku, którego pokrywa zaraz się zatrzasnęła. Minęło wiele minut, zanim ciszę przerwał zgrzyt metalu trącego o metal; to otwierała się pokrywa śluzy powietrznej.
Комментарии к книге «Planeta bez powrotu», Гарри Гаррисон
Всего 0 комментариев