Harry Turtledove
Legion Videssos
Kevinowi, Marcelli, Tomowi i Kathy
I
Za duszno i za gorąco — skarżył się Marek Emiliusz Skaurus, wycierając wierzchem dłoni spocone czoło. Późnym popołudniem wyniosłe mury Videssos rzucały cień na przylegające do nich pole ćwiczeń, ale teraz ich szare ściany odbijały napływające falami gorące powietrze. Trybun wojskowy schował miecz do pochwy.
— Mam już dość.
— Wy, z pomocy, nie wiecie co to dobra pogoda — powiedział Gajusz Filipus. Starszy centurion pocił się równie obficie jak jego przełożony, ale przynosiło mu to ulgę. Jak większości Rzymian, odpowiadał mu klimat Imperium.
Marek pochodził jednak z Mediolanu, miasta na północy Italii, założonego przez Celtów i jasne było, że nieco ich krwi płynęło w jego żyłach.
— Tak, wiem, jestem blondynem. Nic na to nie poradzę — odrzekł ze znużeniem. Gajusz Fili-pus dokuczał mu z powodu jego wyglądu odkąd się tylko poznali.
„Centurion zaś mógłby służyć za portret na denarze, ze swą szeroką kwadratową twarzą, silnym nosem i podbródkiem, i prostą fryzurą krótko przystrzyżonych, siwiejących włosów. Przy tym, jak prawie wszyscy jego rodacy — nie wyłączając Skaurusa — nie przestał się golić nawet po z górą dwu latach spędzonych w Videssos, krainie brodaczy. Rzymianie byli upartym ludem.
— Popatrz na słońce — powiedział Marek.
Gajusz Filipus sprawdził jego położenie szybkim, doświadczonym spojrzeniem. Gwizdnął zaskoczony:
— Tak późno? Dobrze się bawiłem. Odwrócił się w stronę ćwiczących legionistów, krzycząc:
— No dobra, kończymy! Uformować się do wymarszu do koszar!
Комментарии к книге «Legion Videssos», Гарри Тертлдав
Всего 0 комментариев