Jarosław Grzędowicz
Księga Jesiennych Demonów
Znowu widzę dziś zachód słońca
Znowu udało się doczekać końca
Mniej szczęścia mieli – ilu ich było
Wielu - nawet ich nie liczyłem
Codzienne żniwo swoje zbieram
Kres podróży każdego dnia
Być czy mieć takie dwa pytania
Bliżej ku celom posiadania
Kazik Staszewski i Kult
„Komu bije dzwon”
PROLOG
Wszedł do sklepu z magią głównie dlatego, że padało. Oraz może dlatego, że w ciągu czterdziestu ośmiu godzin stracił dziewczynę, pracę, serdecznego przyjaciela, zamknęli jego ulubiony pub i jedyny kiosk w pobliżu domu, gdzie mógł kupować bilety, ukradli mu samochód, przestali produkować jego ulubione papierosy, z niejasnych przyczyn wyłączyli mu kablówkę, a siostra jego babki postanowiła zaskarżyć jej ostatnią wolę i odebrać mu dach nad głową.
Niekoniecznie w tej kolejności. Teraz stał na jakimś zapyziałym podwórku, dygocząc z zimna w przemoczonym płaszczu, z odprawą wetkniętą do portfela, i patrzył tępo na amulety, kule, różdżki i kadzidełka na wystawie.
Są takie dni. Czasami w miejscu, które stanowi podstawę topografii prywatnego świata, nagle pojawia się wywieszka z napisem: „Likwidacja”. Na mapie pojawia się biała plama. Jednak coś takiego zdarza się raz na jakiś czas. Jakiś punkt znika, a pojawiają się inne. Znajduje się inne sklepy, puby, poznaje nowe kobiety i nowych przyjaciół.
Комментарии к книге «Księga Jesiennych Demonów», Ярослав Гжендович
Всего 0 комментариев