Monika Szwaja
Stateczna I Postrzelona
Powiastkę tę pozwalam sobie zadedykować Pani Stefanii Grodzieńskiej z podziękowaniem za niezwykłą mądrość, dystans i poczucie humoru, bez którego życie nie miałoby sensu, a w każdym razie nie dałoby się tak łatwo znieść…
A nie mogłabym tej książki napisać, gdyby nie doświadczenia, które zawdzięczam moim „końskim” przyjaciołom:
– Kaziowi, który uparł się udowodnić mi, że jazda konna jest rzeczą wspaniałą…
– Róży, która nauczyła mnie (odrobinkę) jeździć na koniu…
– Markowi, który jednym ruchem zawodowca wrzucał mnie na siodło i który kiedyś (publicznie i kłamliwie) zawołał bardzo głośno: świetnie anglezujesz, Moniko!…
– Gyorgowi czyli Jurkowi, który pożyczył mi własne spodnie, które to z kolei spodnie pozwoliły mi kiedyś pokonać dwudziestodwukilometrową trasę na końskim grzbiecie… i dzięki któremu ten jeden, jedyny raz jechałam na czele zastępu (jego Gamina bała się kołka na drodze, a mój Gloger nie – a zastęp był dwuosobowy)…
– i oczywiście: Jani, Jaskini, Gaminie, Nikiforowi, Glogerowi, Broszurze, a przede wszystkim Bobrycy…
Ponadto: Luli i Emilce dziękuję za pożyczenie imion!
A Pawłowi M. za bezcenne konsultacje policyjne.
– Droga pani. Ja nie chcę pani niczego narzucać…
– To niech mi pan nie narzuca! Niech pan coś wymyśli!
– Nie jest mi łatwo wymyślić coś, czego bym już pani nie proponował. A wszystko, co proponowałem, pani odrzuciła. Terapia grupowa według pani nie wchodzi w grę…
– Oczywiście, że nie wchodzi. Nie będę się spowiadała nieznajomym ludziom!
– To nie spowiedź, tłumaczyłem przecież…
– Odpada!
Комментарии к книге «Stateczna I Postrzelona», Monika Szwaja
Всего 0 комментариев